Kręgosłup masz tylko jeden
Ten podmuch wiatru mógł kosztować mnie życie.
A przecież nie chciałam ryzykować, nie o adrenalinę chodziło. Paralotnia to było moje hobby, sposób na odreagowanie stresu, odcięcie się od dnia codziennego, relaks.
Wiatr mnie jednak zniósł i wylądowałam nie tam, gdzie trzeba i nie tak jak trzeba.
Pierwsze 9 dni w szpitalu to codzienne sprawdzanie czucia w nogach. Zdałam sobie sprawę, że resztę życia mogę spędzić na wózku! Nadzieją była czekająca mnie operacja.
Parę śrub w kręgosłupie, ważne, że udało się go scalić – usłyszałam po wybudzeniu.
Skoro tak, to spodziewałam się, że szybko wrócę do zdrowia. W końcu od 20 lat jestem czynnym instruktorem fitnessu. Lekarze jednak byli ostrożni. Okazało się, że odłamki kości kręgosłupa powbijały mi się w rdzeń kręgowy, a oni musieli to wszystko pousuwać.
By wstać ze szpitalnego łóżka, musiałam zacząć od początku.
Najpierw zaczęłam więc siadać. Potem wstawać, a potem spacerować.
Przy wypisie usłyszałam: Twój kręgosłup już nigdy nie będzie taki sam. Musisz się pogodzić się z tym, że nie będzie łatwo. I być może wielu rzeczy nie będziesz mogła już robić!
Jak to? Ja - taka sprawna osoba, mam zrezygnować z tego, co było sensem mojego życia?
Czułam bunt i złość.
Specjalny gorset, który nosiłam, stabilizował uszkodzone kręgi. Nie mogłam jednak korzystać z typowej rehabilitacji. Postanowiłam więc wzmocnić ręce i nogi, uznając, że jak będą silne, to pomogą mi później pracować nad kręgosłupem.
Gdy szliśmy z mężem na spacer do parku - to trzymałam się go i mówiłam – ok, jeden przysiad, jeden wykrok. A teraz przy drzewie dwa przysiady.
Jak spotykaliśmy sią z przyjaciółmi w kawiarni, to wstawałam z krzesła i robiłam jakieś proste ruchy.Gdy po trzech miesiącach poszłam na kontrolną wizytę i powiedziałam, że już nie biorę żadnych leków przeciwbólowych, lekarz był w szoku. Tym bardziej, że ciągle nie korzystałam z rehabilitacji, bo cały czas nosiłam gorset.